Po kilku postach z kolorówki, czas na pielęgnację i mój ulubiony rodzaj kosmetyków, czyli mazidła do ciała. :) Dziś na tapetę wzięłam popularne na wizażowym forum masło Isany.
Masło pochodzi z edycji limitowanej, z pewnością nie jest już teraz dostępne. Kupiłam go pod wpływem dobrych opinii, ale po raz kolejny przekonałam się, że to co zachwyca większość, u mnie niekoniecznie się sprawdza.
Masło ma fajną zbitą konsystencję, taką jaką powinny mieć wszystkie tego typu kosmetyki. Zapach jest całkiem przyjemny, wyczuwam w nim wyraźnie mleczne nuty, orzech włoski już niekoniecznie.
Po tych pozytywach zaczynają się schody. Pierwsza rzecz, która mnie denerwuje to wałkowanie się masła przy aplikacji. Pewnie pomyślicie sobie, że nakładam go za dużo, ale to nie w tym tkwi problem, bo obojętnie jakiej ilości bym nie użyła, efekt zawsze jest ten sam. Druga rzecz, której w nim nie znoszę to pozostawianie na skórze dziwnej warstwy, która sprawia, że jest ona nieprzyjemna w dotyku, taka tępa i klejąca się. Fe. Na szczęście efekt ten po jakimś czasie mija. Na przykład gdy posmaruję się wieczorem po kąpieli, rano moja skóra jest już tylko przyjemnie nawilżona. Właśnie za to nawilżenie daję mu plusa.
Podoba mi się też forma opakowania i to, że jest wydajne.
Masło kosztowało ok. 4,50 zł za 200 ml. Cena oczywiście przystępna, ale nie kupię go ponownie, chociażby ze względu na to, że była to edycja limitowana. ;p
Pozdrawiam i do zobka w następnym poście. :D